sobota, 22 grudnia 2012

Rozdział 10 „…Śliwka na sośnie…”


***Oczami Zuzy***

Weszłam do mojego pokoju. Był to pokój sporej wielkości o dębowych ścianach i podłogach z drewnianych płytek. Pod jedną ze ścian stało łóżko z czarną pościelą i śnieżnobiałymi poduszkami. Naprzeciwko łóżka stała szafa, pod którą postawiłam swoje walizki. Pokój był podzielony pomiędzy cztery pasje:
1)muzyka – pod ścianą stały gitary, a obok na biurku leżał zeszyt do nut na wypadek nagłego natchnienia;
2)taniec – na półce postawione było radio, obok kilka płyt ze starannie dobraną muzyką i parę zdjęć z konkursów tanecznych;
3)rysowanie – na łóżku leżał rysownik, na półce po prawej stronie łóżka leżały potrzebne do rysowania przedmioty, a po lewej stronie - płótna;
4)skating – pod ścianą stało kilka deskorolek – tych zwykłych jaki i weydbordów (deskorolek z dwoma kołami sprawdźcie sobie w Google).
Podeszłam do walizki i zaczęłam w niej szperać. Po krótkim namyśle wybrałam to:

Przebrałam się i umalowałam. Gotowa zeszłam na dół. Co mnie zdziwiło? To, że te dwa debile, których skopałam opowiadali jak to dali mi się pobić. Żenada. No nic. Jak gdyby nigdy nic weszłam do kuchni i wyciągnęłam z lodówki  7up po czym wyszłam z domku. Skierowałam się powolnym krokiem jako, że  miałam jeszcze dziesięć minut do przyjazdu autobusu obozowego, w stronę domku wujka. Weszłam bez pukania wypijając kolejnego łyka z puszki i powiedziałam do wujka:
-Wiesz, że tych pięciu oszołomów to kretyni?
-Wiem. I mam nadzieję, że pomożesz mi nad nimi zapanować.
-Spokojnie. Już zaczęłam. Mam nadzieję, że po dzisiejszym będą mieć do mnie szacunek, albo po prostu będą mi ciągle podpadać co będzie kończyć się tak samo jak dzisiaj. – powiedziałam spokojnie po czym upiłam z puszki kolejnego łyka.
-Który oberwał?- spytał wujek również spokojnie.
-Jak ty mnie dobrze znasz. Mmm… niech pomyślę. Pasiasty i mulat – odpowiedziałam kończąc napój i kierując się w stronę kosza.
-Louis i Zayn księżniczko. Tak się nazywają. Swoją drogą dwóch na raz? Pobiłaś rekord.
-Już dwa miesiące temu pobiłam rekord.
-Ilu się nawinęło?
-Ze czterech, pięciu góra sześciu. Wracałam późno do domu, było ciemno i przez pomyłkę skręciłam w ślepą uliczkę. Jakichś kolesi ostro wciętych weszło tam razem ze mną. Nie moja wina, że im się oberwało po prostu byli nachalni i pomylili mnie z jakąś dziwką. – ostatnie zdanie wypowiedziałam z niewinną minką.
-Oj dziewczyno, dziewczyno. Co z ciebie wyrośnie?
-Śliwka na sośnie – odpowiedziałam tak jak zawsze odpowiadałam w dzieciństwie po czym oboje wybuchliśmy niepohamowanym śmiechem.
Po rozmowie z wujkiem skierowałam się w stronę lasu. Tam znalazłam odpowiednie drzewo, na które leniwie wlazłam i siadając oparta o korę czekałam aż ktoś mnie znajdzie…
***Narracja trzecio osobowa***
Wszyscy obozowicze zebrali się w „muszli koncertowej”. Na scenie znalazł się Paul (wujek Zuzy) i prosząc o ciszę zaczął powitanie:
-Witam wszystkich na obozie „The music is my live”! W tym roku mamy kilku gości specjalnych. Są nimi chłopcy z One Direction! Chłopcy zapraszam na scenę.
Wszyscy obozowicze zaczęli bić brawa, a dziewczyny piszczeć. Paul kontynuował swoją wypowiedź:
-W tym roku tak jak w zeszłym obóz zostanie oficjalnie rozpoczęty grą „znajdź mnie”. Dla osób które były z nami w zeszłym roku zabawa ta nie jest obca, ale dla naszych nowych nabytków jest całkiem obca. Polega ona na tym, że dzieleni jesteście na grupy po sześć osób i szukacie kogoś później powiem kogo. Kiedy znajdziecie już tę osobę musicie ją całą grupą doprowadzić tutaj. Jest jedno ostrzeżenie: lubi uciekać. Grupa która doprowadzi tu poszukiwanego/poszukiwaną wygrywa. Nagrodą jest „The End”. A tłumacząc: grupa, która wygra organizuje po swojemu ostatni koncert lata.
Po podzieleniu obozowiczów (one Direction było w grupie razem z Alex) Paul przeszedł do najważniejszej części gry:
-Osobą, którą trzeba znaleźć jest Zuza, moja chrześnica.
Zayn i Louis wydali ledwie słyszalne pomruki niezadowolenia, jednak Alex je usłyszała, ale wolała spytać się o to później.
-Zabawę czas zacząć! – wykrzyczał do mikrofonu Paul.

***Oczami Lou***

Skierowaliśmy się całą grupą w stronę jeziora, jednak zatrzymała nas Alex (poznali się gdy ich do siebie przydzielono).
-Źle. Nie tam. Lepiej pójść w las.
-Wolałbym jednak nad jezioro. Ma niebieskie włosy, więc nad jeziorem łatwiej wtopi się w tło, a w lesie zaraz ktoś by ją zauważył – odpowiedział Niall.
-Co?! Farbnęła włosy i nic nie pisnęła?! Pożałuje, że się urodziła. Niech no ja ją tylko dorwę w swoje ręce – powiedziała jedyna dziewczyna w naszej grupie.
-Nie radzę. Ostra z niej laska – powiedział Harry.
-Wiem. A właśnie. Zayn, Louis coś czuję, że już was dopadła.
-Nieważne. – mruknąłem i ruszyłem w stronę jeziora.
-Zapomniałeś? Idziemy do lasu. Ona tam jest.
-Skąd wiesz? A może wyleguje się gdzieś nad jeziorem i śmieje się z tych którzy poszli szukać jej do lasu? – spytałem zdenerwowany.
-Bo napisała mi eskę – odpowiedziała wpatrując się w swoje pomalowane na różowo paznokcie.
-Niby czemu miała by ci pisać gdzie jest? – spytałem próbując zatuszować zdziwienie sarkazmem.
-Bo jest moją BFF? – spytała retorycznie z nutką sarkazmu.
-A. Chyba, że tak.
Poszliśmy więc wszyscy do lasu.
-To masz jakiś pomysł, gdzie ona może być? – spytał Harry.
-Na drzewie. – odpowiedziała.
-Dużo się dowiedzieliśmy. – powiedział Li sarkastycznie po czym dodał – Widzisz ile tu jest drzew? To nam zajmie wieki.
Dziewczyna zrobiła „faceplam” i odpowiedziała:
-Wciąż zapominacie, że to moja BFF. Tędy – pokazała ręką na północny-wschód.
Szliśmy chwilę bo zaledwie 5min., i zatrzymaliśmy się. Dziewczyna rozejrzała się dookoła, i gdy stwierdziła, że w pobliżu nikogo nie ma powiedziała:
-Zuz złaś.
Cisza.
-Zuz złaś.!
Cisza.
-Zuz złaś bo ci dupę skopie!
Cisza.
-Mocno ją wkurzyliście. Gratuluję. Teraz trzeba po nią wejść. Ktoś na ochotnika?
Cisza.
-No bez przesady ja mam wejść? Przecież ja nie mogę. Zobaczcie jak ja jestem ubrana. Tak się nie da.
Alex ubrana była tak:
-No raca tak się nie da. Lou wchodzisz. – powiedział Li.
-Ja? Czemu ja? Grzeczny byłem. – odpowiedziałem.
-Ty. Bo jesteś do tego najlepiej z nas ubrany. I grzeczny nie byłeś. Podpadłeś dziewczynie stary. To największy grzech. – odezwał się Niall.
-Harry poratujesz?
-Sory stary. Nie da rady.
-Dzięki – mruknąłem.
Zacząłem wspinać się po drzewie. Nie wiem dlaczego mamy ufać tej dziewczynie. Przecież na tym drzewie nikogo nie ma! Po chwili jednak zmieniłem zdanie. Moim oczom ukazała się siedząca na gałęzi, oparta o korę, niebiesko włosa dziewczyna słuchająca przez słuchawki muzyki z zamkniętymi oczami. Na początku sądziłem, że po prostu nas nie słyszała przez muzykę, ale po chwili okazało się, że śpi. Śpi?! Jak można zasnąć na drzewie?! Przecież to niebezpieczne jak się jest na takiej wysokości! Szturchnąłem ją lekko żeby się obudziła, ale to nic nie dało. Szturchnąłem ją, więc mocniej co nadal nic nie dawało. Postanowiłem zrobić to po swojemu, a nie tak jak inni to robią. Zbliżyłem się do niej i wrzasnąłem jej do ucha słowo „wstawaj”. Dziewczyna pisnęła i zachwiała się tracąc równowagę przez co zaczęła spadać…


**********************************************************

Jako, że rozdział jest dość długi zastanawiam się nad dodaniem kolejnego dopiero po świętach. Ale o tym zadecydują już wasze komentarze.
Jeżeli macie jakieś pytania odnośnie opowiadania, albo jakieś pomysły piszcie na moje gg:
45697026
Buźki <33. Pamiętajcie o komentarzach.



1 komentarz:

  1. Super rozdział ! Dodaj kolejny jak najszybciej ! Jestem ciekawa co dalej !

    OdpowiedzUsuń