wtorek, 18 grudnia 2012

Rozdział 9 „…Oj członek boli?…”


***Oczami Zuzy***
„Podniosłam rękę z zamiarem przyłożenia mu w twarz. Jeszcze chwila. Jeszcze tylko centymetry. 10cm. 5cm. I…”
I ktoś zacisnął dłoń na moim nadgarstku. Jak tak można?! Ja się pytam jak można przeszkadzać komuś w takim momęcie?! To żałosne przecież jemu i tak się nie upiecze i tak oberwie. W końcu od czego są dwie ręce? Przestałam wyrywać się osobie, która trzymała mnie za nadgarstek i zamachnęłam się drugą ręką. I oto tak powtórzyła się sytuacja z przed paru sekund. Osoba trzymająca mój nadgarstek w ostatniej chwili chwyciła także drugi.
-Puszczaj bo oberwiesz – warknęłam .
-Nie uderzysz mnie. Masz zajęte ręce. – odpowiedział obojętny głos.
Zaraz, zaraz. Ja znam ten głos. Ale… ale czy to możliwe żeby on tu był? Przecież widział mnie tylko raz i to tyłem, a ja nawet na niego nie spojrzałam, więc to może być każdy. Prawda?
-Pewny jesteś? – spytałam starając się zapanować nad głosem tak by brzmiał ostrzegawczo.
-Pewny. – odpowiedział z kpiną po czym dodał – no chyba, że masz gdzieś trzecią rękę.
-Nie będzie potrzebna.
Po wypowiedzeniu tych słów zamachnęłam się nogą i kopnęłam go dość mocno w krocze. Skąd wiedziałam, że dość mocno? Ponieważ usłyszałam zduszony jęk i w momencie puścił moje nadgarstki. Teraz mogłam przywalić mulatowi, ale czemu nie mieć większej frajdy? Wymierzyłam kopnięcie z półobrotu (wspominałam, że chodziłam na karate? To teraz już wiecie) prosto w klatkę piersiową brązowookiego przez co zachwiał się jednak dał radę utrzymać równowagę. Muszę przyznać, że mocny jest, większość chłopaków od razu po tym padała na ziemię, ale nie on. Nie chcąc tracić przewagi szybko przykucnęłam prostując prawą nogę i przejeżdżając nią po podłodze zahaczyłam o nogi mulata powodując tym jego upadek na ziemię. Czyli w skrócie:
1)kopnięcie w krok jednego – wyeliminowany;
2)wykop z półobrotu + hak z przykucnięcia – drugi wyeliminowany.
-Wow! To… to było coś! – zaczął się wydzierać chłopak z lokami powodując tym, że reszta zespołu wybiegła ze swoich pokoi żeby zobaczyć co się stało.
Trójka chłopaków: lokaty, ten normalny i farbowany blondyn stali w holu i patrzyli się z niedowierzaniem to na mnie to na udających trupów.
-No ładnie przez was tłuki złamałam paznokieć – powiedziałam jeszcze lekko wkurzona.
-Ale jak ty to? – spytał ten normalny dziwnie piskliwym głosem pokazując na leżących – Przecież Zayn nie da się pobić! I to jeszcze żeby dziewczyna?!
-Dzięki, że mi to przedstawiłeś. Może jeszcze głośniej żeby wszyscy słyszeli? – powiedział sarkastycznie mulat podnosząc się z ziemi.
-To nie jest dziewczyna! To jest jakaś diablica! Albo nie. Przyznaj się grałaś w „Aniołkach Charliego”? – zaczął pasiasty podnosząc się z ziemi i trzymając się ręką w kroczu.
-Oj członek boli? – spytałam podchodząc do niego tak blisko, że nasze ciała się stykały – lekcja numer jeden: nie drażnij już i tak wkurzonej dziewczyny; lekcja numer dwa: pamiętaj, że nawet bez rąk mogę skopać ci dupę.
Powiedziałam po czym udałam się do swojego pokoju aby się przebrać…

;*;*;*;

Wiem, wiem. Miałam czekać aż będzie 5kom, ale ja tak nie potrafię. Kiedy widzę wasze komentarze i mam już skończony rozdział to po prostu nie mogę czekać i go dodaję. Mam nadzieję, że z czasem komentarze będą pojawiać się coraz częściej i będzie ich coraz więcej. 

1 komentarz: